czwartek, 12 listopada 2015

A jednak cud! - 2 lata z Tangle Teezer

Jestem bardzo pozytywnie zaskoczona Waszą reakcją na ostatni wpis Organizacja przede wszystkim! Przyznam się szczerze, że nie spodziewałam się takiego odzewu! Lecz, ponieważ widzę, że przypadła Wam ta tematyka do gustu, z pewnością pojawi się jeszcze kilka innych postów. Natomiast dzisiaj, chcę się z Wami podzielić kilkoma zdaniami na temat szczotki Tangle Teezer. Mam ją już nieco ponad dwa lata i to odpowiedni czas, bym mogła coś na jej temat opowiedzieć. 



Przede wszystkim? Czy to rzeczywiście taki hit? 

TAK, dla mnie Tangle Teezer to "wynalazek-cud". Moje włosy, przy nie odpowiedniej pielęgnacji wyglądają jak stóg siana, a ja sama jakby mnie piorun trzasnął. Włosy przetłuszczone przy skórze głowy, ale jednocześnie suche i łamliwe. Momentalnie się kołtunią, wypadają garściami, a rozczesanie ich to nie lada wyzwanie. 

Przerobiłam już kilka szczotek. Od grzebieni z szerokim rozstawieniem zębów, przez zwykłe plastikowe szczotki, aż po te z naturalnego włosia dzika. Żadna nie zdawała egzaminu. I wtedy pojawił się wielki BOOM na TT. Przyznaję, kiedy pierwszy raz spojrzałam na cenę (a wtedy oryginały oscylowały w granicach 50zł), byłam lekko przerażona. TYLE kasy za kawałek plastiku?! Jednak ja - jak to ja - zaryzykowałam. I wiecie co?

 To była jedna z najlepszych decyzji.


Zdecydowałam się na wersję Original Blueberry Pop - kolorki mi spasowały bardziej, niż słoneczna żółć czy mroczna czerń. Już po otwarciu opakowania, od razu zauważyłam, że szczotka idealnie leży w ręce. Oczywiście, zdarzyło mi się ją kilkakrotnie upuścić - czy to z powodu porannego pośpiechu, czy też z powodu śliskich od odżywki rąk. Jednak każdy z wypadków przeżyła, co najciekawsze, bez najmniejszego zarysowania! Wytrzymałość 10/10.


A działanie? Pierwsza rzecz na którą zwróciłam uwagę to brak puszenia się włosów. Elektryzacja? Od kiedy używam TT - słowo nie występuje w moim słowniku. Ogromny plus za delikatność szczotki - największe kołtuny są na przegranej pozycji przy tym wynalazku - szczotka gładko sunie po włosach, nie szarpie i nie wyrywa ich - wypadają tylko te osłabione. Pukle przy regularnym stosowaniu nabierają fantastycznego blasku, a ich kondycja zmienia się na plus. Dodatkowo szczotka przyjemnie masuje skórę głowy, co zdecydowania przyspiesza porost włosów (zauważalna różnica już po 4-5 miesiącach użytkowania). 


Obecnie ząbki są już lekko powyginane przy brzegach - efekt 2 lat codziennego użytkowania. Ale jeszcze mini trochę czasu nim ją wymienię - swoją rolę nadal spełnia na +6. W najbliższym czasie raczej zdecyduję się na zakup jej mniejszej siostrzanej wersji compact. Może Mikołaj w nagrodę za bycie cały rok grzeczną mi taką podaruje? :)

3 komentarze:

  1. Ja uwielbiam swoją TT! Jest ze mną 8 miesięcy i nadal jest w świetnym stanie. :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Zawsze używam po umyciu głowy. Żaden koltun nie ma z nią szans! :D

    OdpowiedzUsuń
  3. Nie spodziewałam się, ze jest naprawdę taka dobra. hmmm, może sprawie sobie pod choinkę :)
    monsv.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń