piątek, 7 sierpnia 2015

Makijaż codzienny

Zgodnie z prośbą jednej z czytelniczek, dzisiaj przygotowałam dla Was post na temat mojego codziennego makijażu. U siebie mogę wyróżnić dwa główne typy. Dlaczego? Zawsze staram się podkreślić jeden ze swoich atutów - w moim przypadku albo pełne usta (niezawodna jest czerwona pomadka), albo duże, zielono-niebieskie oczy (tu przydają się kolorowe kredki) - do niedawna schowane za oprawkami okularów. Wiadomo, że podkreślając oba łatwo przesadzić, a ja sobie krzywdy nie chcę wyrządzić.

Jak to wygląda w praktyce? Cóż, zacznijmy od narzędzi. Od kiedy zaprzyjaźniłam się z pędzlami, nie wyobrażam sobie powrotu do pacynek czy palców (na zdjęciu poniżej znajdują się tylko te, których najczęściej używam). Jedyny wyjątek robię przy nakładaniu podkładu - pomaga mi w tym popularna gąbeczka typu Beauty Blender. Nie wyobrażam sobie też zrezygnowania z zalotki - jednym ruchem tworzy efekt sztucznych, idealnie podkręconych rzęs.


Natomiast jeśli chodzi o główne materiały... Podstawą jak już wielokrotnie pisałam, jest krem nawilżający. Obecny, z Kolastyny, sprawuje się świetnie. Nawilża, matuje (NAWET PRZEZ 6 GODZIN!), współpracuje z podkładem i cudownie owocowo pachnie. 


Podkład? Tylko z Mary Kay - rozświetlający, naturalny, niekomedogenny, hipoalergiczny. Cena - 77zł/29ml.  W ostatnim czasie rozglądałam się też za produktami z MACa, ale muszę poczekać do wypłaty.


 

Moim ulubieńcem jest mineralny puder Loose Powder Bourjois (puder sypki) - posiadam jaśniejszą wersję kolorystyczną, czyli 01 Peach i to jest dokładnie to czego od zawsze szukałam! Cudownie matuje, utrzymuje się na twarzy niemal cały dzień (w czasie upałów, trzeba go nanieść ponownie w strategicznych strefach), nie uczula i nie zapycha porów. Odstraszać może jedynie cena, bo aż 58zł/32g, ale produkt jest niesamowicie wydajny, a dodatkowo można go nabyć w drogeriach internetowych, typu e-zebra nawet do 50% taniej. 



Aby nadać twarzy zdrowej, delikatnej opalenizny używam Sunny Powder marki Lovely. Niedrogi, o dość przyjemnym zapachu, świetnie stapiający się ze skórą. Jest to tak delikatny odcień, że nie ma mowy o zrobieniu sobie nim krzywdy.


Do podkreślenia brwi używam cieni Catrice, ogólnodostępnych i niedrogich. Niestety przy nieumiejętnej aplikacji cienie się osypują, dla blondynek mogą być nieco  zbyt ciemne, a pędzelek i pęseta załączone do produktu nadają się tylko do wyrzucenia. Plus za lusterko w opakowaniu.

  

Kupując róż, zdecydowałam się z powodu wielu pozytywnych komentarzy na róż z NYC w odcieniu 651 Riverside Rose. Kolor jest tak delikatny, że w zasadzie niemal niewidoczny. Muszę się sporo namachać pędzlem i dużo produktu użyć, by jego obecność była minimalnie zauważalna. Z pewnością w najbliższym czasie zdecyduję się na zakup czegoś lepszego, może w kamieniu Bourjois? 


Przydatna jest również kredka Khol Kajal & Contour 099 Magic Light firmy Astor. Świetnie rozjaśnia, zawsze nakładam ją pod łukiem brwiowym. 


Niedawno zaopatrzyłam się w cienie Make Up Revolution, wersja Mattes 2. Wcześniej korzystałam z paletki Lovely Nude Make Up Kit i w dalszym ciągu zdarza mi się do niej wracać. Jedno jest pewno - początkujące osoby krzywdy sobie nimi nie zrobią. Cienie łatwo się rozprowadzają, są dość trwałe i średnio napigmentowane. W obu przypadkach dołączona pacynka nadaje się do jednego - kosza na śmieci, ale to w moim przypadku żaden problem bo i tak używam pędzli. 


 

 

Jeśli chodzi o rozświetlanie wewnętrznego kącika oczu bardzo dobrze spisuje się pojedyńczy cień z Manhattanu Multi Effect Eyeshadow 110C DISCO BABY. Ideałem bym go nie nazwała, ale o taki tytuł z moich ust jest naprawdę ciężko. 


W obecnej chwili dążę do wykończenia Eyelinera z Wibo "Deep Black". Nie jest najgorszy, ale i nie najlepszy. Minus za brudzenie rzęs, plus za cenę i pędzelek. Za 7zł nie spodziewajmy się cudów.

 

Maskara - przez kilka lat wypróbowałam już dziesiątki i żadna nie powaliła mnie na kolana. Najlepsza jaką do tej pory miałam to Curling Pump Up marki Lovely - świetnie unosiła i rozczesywała rzęsy. Obecnie używam Panoramic Lashes Shine&Volume firmy Wibo. Zdecydowany plus to świetne zagęszczenie i pogrubienie. Jednak szczoteczka, a właściwie "szczota" jest bardzo nieporęczna - pomalowanie nią dolnych rzęs to niemal mistrzostwo świata. Dodatkowo jest tradycyjna, a ja wolę silikonowe. 



Tak jak już wspominałam wcześniej swoje oczy uważam za ogromny atut. I w związku z tym nie wyobrażam sobie makijażu bez naniesienia białej kredki na linię wodną. Moim bestsellerem jest Khol Kajal Eyeliner z Manhattanu o słodkiej nazwie Snow Bunny 11A. Uwielbiam ją! Mięciutka, nie brudzi rzęs i cudownie otwiera oko. 
Jeśli mam ochotę na trochę kolorów, zdecydowanie pomocne są kolorowe kredki. Mam ich jakieś 10, ale te dwie pokochałam od pierwszego użycia. Mowa o X-Act Eyeliner  w kolorze Blue Sky 72N z Manhattanu (turkus ze świecącymi drobinkami) oraz Kohl Kajal Eyeliner w odcieniu 007 Gun Metal firmy NYC (metaliczne srebro). Obie mięciutkie, świetnie napigmentowane, w cudownych kolorach. 

 

Co do ust... Jeśli to właśnie je chce podkreślić niezawodna jest pomadka Miss Sporty w kolorze 058 Malaga - typowa soczysta czerwień. W innych przypadkach sięgam po róże albo kolory nude. Aplikuję je tylko i wyłącznie pędzlem - uzyskuję wtedy idealny kształt ust i zużywam minimalną ilość pomadki.
To by było na tyle. Jestem świadoma dość sporej ilości produktów, jednak efekt końcowy jest tego wart :) Zapraszam do komentowania i obserwowania. Gorącego weekendu!
Grażka 

2 komentarze:

  1. tez uzywam tych cieni Catrice :) fajna ta paletka MUR, tusz Pump Up tez lubie :) pozdrowionka + obserwuje i czekam na nowe posty :))

    OdpowiedzUsuń
  2. Przeczytałam każdy Twój post. Gratuluje pomysłu i zachęciłaś mnie do wypróbowania wielu produktów. Pozdrawiam i powodzenia w dalszym pisaniu ! :)

    OdpowiedzUsuń